The Fine Food Group – Portfolio Tasting
The Fine Food Group to firma, która funkcjonuje od 2005 roku. Początkowo zajmowała się importem win z RPA, ale stopniowo jej portfolio stawało się coraz szersze. Choć dalej Nowy Świat zajmuje poczesne miejsce w ich katalogu (poza Południową Afryką znajdziecie też Chile, Argentynę, Australię, a nawet japońskie sake), to firma rozszerzyła ofertę o wina z Francji, Austrii, Włoch, Niemiec, czy Hiszpanii. TFFG pochodzi co prawda z Krakowa, ale na szczęście dla fanów wina z Warszawy sporą część butelek można było spróbować podczas stającego się już tradycją dorocznego „Portoflio Tasting”.
Swoje pierwsze kroki skierowaliśmy do win z Niemiec. No cóż… kochamy butelki od naszych zachodnich sąsiadów i dlatego nie mogliśmy powstrzymać się do spróbowania kolejnych, nieznanych nam producentów. Rozpoczęliśmy od Gebrüder Steffen. Sceptycznie podchodzimy do winiarzy, którzy deklarują, że swoją siedzibę mają w Rheingau, a produkują również wina nad Mozelą. W kraju, którego siłą napędową są mali, lokalni producenci, przy takich eksperymentach zapala się nam ostrzegawcza lampka. Na szczęście obyło się bez tragedii. Riesling Trocken ST Cuvee #01 2015 (44,90 zł) miał ładny, naftowy nos z dodatkiem moreli i jabłek. W ustach dość proste, ale przy tym skaliście czyste. Dobre+. Steffen Riesling Steillage Mosel 2015 (59 zł) ma więcej cukru, jest bardziej krągłe, słodsze i milsze, ale przy tym bardziej płaskie. Dobre-. Riesling Trittenheimer Aphoteke Auslese 2015 (56,90 zł) jest młodziutkie, ma sporo kwasowości połączonej ze skoncentrowanym cukrem. Niestety, brakuje mu struktury, głębi. Dobre+.
Niewiele lepiej zaprezentował się drugi z niemieckich producentów – Weingut Thörle z Rheinhessen. Grauburgunder 2015 (69,90 zł) miał w sobie nuty jabłek, melona i gruszek. W połączeniu z ładną kwasowością otrzymujemy świeże, lekkie wino. Zastanawia cena, nie do końca adekwatna do tego, co otrzymujemy w zamian. Dobre+. W Chardonnay 2015 (79,90 zł) jedna czwarta wina dojrzewa w beczkach, ale na szczęście nie przekłada się to na charakter wina, które utrzymane jest w chłodnym, stalowym stylu. Brakuje mu nieco większej wyrazistości w nosie. Dobre+. Odmienny jest już Reserve Chardonnay 2014 (199 zł) – tutaj 8 miesięcy beczki daje o sobie wyraźnie znać. Wino jest oleiste, maślane, ale z utrzymaną kwasowością. Niestety pomimo sporej klasy i tym razem niewarte swojej ceny (już całkiem porządnego Chablis, czy innego burgunda). Dobre. Choć bardzo nam smakują niemieckie interpretacje tej odmiany, to Sauvignon Blanc 2015 (74,90 zł) pomimo sporej dawki przyjemnej ziołowości, miał nieco dziwne, lekko słodkawe usta. Zabrakło w nim równowagi i wyższej kwasowości. Średnie. Riesling 2015 (69,90 zł) jest mało aromatyczny, płaski i ma niską kwasowość. Kompletnie rozmył się w nim charakter szczepu. Średnie-. Saulheim Riesling 2015 (69,90 zł) pochodzi z parceli o wapiennej glebie. Wino jest szczupłe, mineralne i kamienne. Usta są bardzo czyste i choć kwasowość mogłaby być wyższa, to butelka broni się czystością. Dobre+. Pochodzący z pojedynczej winnicy Schlossberg Riesling 2015 (195 zł) jest na razie za młode, z bardzo wycofanym, zamglonym nosem. W smaku słonawe, ale i z mocną kwasowością. Charakterne, choć znów naszym zdaniem zbyt drogie. Bardzo dobre-. Riesling Kabinett 2015 (79,90 zł) wabił nas nutami lipowego miodu i kwiatów. W ustach sporo cukru, który w przeciwieństwie do win tego typu znad Mozeli czy Renu nie został skontrowany przez odpowiedni poziom kwasowości. Dobre-. Na sam koniec przyszła kolej na czerwonego rodzynka – Saulheim Spätburgunder 2014 (119 zł). Ten Pinot spędził 18 miesięcy z małych beczkach (jedna trzecia nowych), a do butelek trafił bez filtrowania. Mieliśmy tu nuty leśnej ściółki, jeżyn i skóry. W ustach z ładną kwasowością i wyczuwalnymi, drapiącymi podniebienie taninami. Do tego sporo struktury i powagi. Butelka, przy której w końcu nie ma do czego się przyczepić. Bardzo dobre-.
Odwiedziliśmy również stanowisko znanego nam producenta z Australii – Langmeil. Część tych butelek próbowaliśmy dwa lata temu (jak ten czas leci!) w nieodżałowanej już pamięci Kruliqu. Przy Wattle Brae Eden Valley Riesling 2016 (109 zł) pierwszy raz mieliśmy okazję spróbować wino z najnowszego obecnie rocznika. W nosie miało sporo aromatu w postaci suszonych żółtych owoców w połączeniu z akcentami naftowymi. W ustach kwaskowe, świeże z delikatnie słonawym posmakiem. Dobre+. Live Wire Medium Sweet Riesling 2015 (81,90 zł) to ponownie nuty petrolowe, tym razem w parze z miodem i kwiatami. Słodycz jest utemperowana przez mocną kwasowość, wyczuwalną zwłaszcza w finiszu. Bardzo dobre-. Barossa Valley Viognier 2015 (82,90 zł) było bardzo zielone, trawiaste z niezbyt dużym ciałem i kwaskowymi ustami. W zasadzie można byłoby je pomylić w ciemno z Sauvignon Blanc. Dobre+. Three Gardens SMG 2013 (82,90 zł) to australijska interpretacja typowego kupażu znad Doliny Rodanu – Syrah, Mourvedre oraz Grenache. Mamy tu dojrzałe owoce (wiśnie i śliwki), a do tego akcenty lakieru, dymu i ziół. Wino ma spory ciężar, ale i niezłą kwasowość. Dobre+. Hangin’ Snakes Shiraz Viognier 2012 (94,90 zł) pachniał słodkim owocem, ale w tle czaiły się akcenty eukaliptusowe. W smaku można wyczuć jagody i jeżyny, zabrakło natomiast nieco tanin, aby nadać winu większej werwy. Dobre. Szesnaście miesięcy beczki dało Blacksmith Cabernetowi Sauvignon 2012 (109,90 zł) dużo nut ziołowych, ziemistych i skórzanych. W ustach gęste, ale na szczęście unikające powidłowości za sprawą świeżego wiśniowego owocu. Dobre+. Fifth Wave Grenache 2012 (179 zł) to (choć wydawałoby się to niemożliwe) jeszcze jeden krok dalej w kierunku większej koncentracji owocu. A do tego wędzonka, dym z ogniska, świeże drewno. Zwykle takich potężnych win nie lubimy, ale tutaj równowaga była idealna, a wyraźne taniny tym bardziej podkręcały smak wina. Bardzo dobre+. Orphan Bank Shiraz 2012 (219,90 zł) pochodzi ze starych, ponad 100-letnich krzewów. Tu ponownie pojawiają się występujące już przy poprzedniej butelce Shiraza akcenty eukaliptusowe uzupełnione o śliwkę, dym i zioła. Ponownie też masa owocowości, ale z zachowaną kwasowością. Bardzo dobre.
Follador to jeden z poważniejszych producentów najpopularniejszego musującego wina nad Wisłą – Prosecco. Do tej pory nie mieliśmy okazji spróbowania tych butelek, dlatego z dużą ciekawością podążyliśmy do stolika tego producenta. Rozpoczęliśmy od Prosecco Treviso Brut, które pachnie świeżutkimi jabłkami i gruszkami. Usta ładnie wytrwane, z mocną kwasowością. Dobre. Prosecco Valdobbiadene Brut (62,90 zł) jest szczuplejsze od poprzednika, w ustach idące w stronę akcentów cytrusowych. Orzeźwiające i świeże. Dobre+. Kolejna etykieta powstaje z trzech parceli różniących się między sobą nasłonecznieniem i wysokością. Prosecco Valdobbiadene Cuveè „Torri Di Credazzo” (91,90 zł) jest bardzo poważne, o przeplatających się nutach słonych i kwaskowych. Czujemy w nim jabłka, bazylię i miętę. Niesamowicie ciekawe. Bardzo dobre. Mało wyrazu ma za to Prosecco Valdobbiadene Superiore Cartizze (118,90 zł). Tutaj niestety spora dawka cukru zdaje się przesłaniać pozostałe elementy wina. Dobre.
Z olbrzymiej stajni weneckiego producenta – Zenato, przybyło kilkanaście win. Wśród palety białych butelek najlepiej wypadła Lugana San Benedetto 2015 (59 zł). Wino było świeże, owocowe, pachniało cytrusami i jabłkami. W ustach o mocnej strukturze z mineralnym posmakiem. Dobre+. Idąc przez czerwienie dłużej zatrzymaliśmy się przy Valpolicelli Superiore 2014 (59 zł), która w nosie miała aromaty lekko podsmażanych wiśni i czereśni. Ładnie kwaskowa, z kawowym niuansem i przyjemną koncentracją. Dobre+. Cormi 2013 (82 zł) to znany nam już kupaż Merlota i Corviny. Czuć delikatne utlenienie, nuty przejrzałych owoców i konfitury z wiśni. Tym razem smakowało trochę mniej niż poprzednio, zabrakło w nim świeżości, dobre+. Od znanego Amarone della Valpolicella 2010 (199 zł) lepsze okazało się Cresasso Corvina Veronese (189 zł), czyli 100% Corviny, późno zbieranej, długo macerowanej (do 25 dni) i dojrzewającej przez 18 miesięcy w beczkach. Czuć w niej akcenty balsamiczne, liść laurowy, figi i śliwki. W ustach skoncentrowany owoc, ale z zachowaną kwaskową świeżością. Bardzo dobre.
Rioja, nie tylko dojrzewająca w dębie ale i w nim fermentująca, to wydawałoby się idealny przepis na wino, które omijalibyśmy zwykle szerokim łukiem. Jednak w przypadku butelek od Bodegas Muga ta zasada o dziwno nie ma zastosowania. Od jakiegoś czasu te wina (z wyłączeniem białego Muga Blanco 2015) bardzo nam smakują i tak też było ponownie. Muga Reserva 2012 (98,90 zł) była pełna śliwkowego owocu z dodatkiem nut dymnych i wędzonych. Za to w ustach przyjemnie soczysta, świeża, z mocnymi taninami w finiszu. Bardzo dobre-. W Muga Gran Reserva Prado Enea 2010 (219 zł), która spędziła w beczkach 28 miesięcy, mamy mniej owocu, za to znacznie więcej akcentów przypraw, ziół i roztartej w dłoniach ziemi. Bardzo dobre. Rarytasem była Torre Muga 2000 (289 zł), wino już mocno ewoluowane, piwniczne, grzybowe. Do tego z akcentami popiołu i dymu. A jakby tego mało w finiszu wciąż mocne taniny. Bardzo dobre+.
Po niezbyt interesującym początku degustacji, z każdym kolejnym stolikiem było coraz lepiej (i bynajmniej nie miał na to wpływu zwiększający się poziom alkoholu we krwi). Spodziewaliśmy się większych emocji w wykonaniu butelek z Niemiec, ale wina z Australii, Włoch i Bodegas Muga uratowały ten wieczór.