Sassicaia – czas zmierzyć się z legendą

Udostępnij ten post

Niedawno obchodziłem okrągłe, 40. urodziny. Był to dobry moment, by w gronie najbliższych otworzyć kilka skrzętnie schowanych butelek, z myślą, że przyjdzie na nie czas właśnie przy takiej specjalnej okazji. Wśród nich była też Sassicaia. Jesteście ciekawi jak wypadała ta włoska legenda?

Butelkę dostałem od Kamili równą dekadę temu, na 30. urodziny i od tego czasu była przechowywana w lodówce w idealnych warunkach. Bałem się tylko, czy wino nie okaże się korkowe (tego nie da się przewidzieć), ale żeby nie wprowadzać niepotrzebnego suspensu, od razu powiem, że po otwarciu było w idealnym stanie, bez żadnej wady.

Oczywiście próbowaliśmy to wino w atmosferze dalekiej od sterylnej sali degustacyjnej, po wcześniejszym spróbowaniu kilku innych butelek, wraz z jedzeniem (kotlecikami jagnięcymi), więc trudno było się skupić w pełni na technicznej ocenie butelki. Ale też nie chciałem robić z wina (tego, czy każdego innego) jakiegoś bożka, tylko po prostu spróbować je wśród bliskich mi osób, czerpiąc przyjemność ze wspólnego spędzenia tego czasu i dzieląc się z nimi tym, co mamy najlepsze. 

Sassicaia to oczywiście toskańska legenda, pierwszy bordoski kupaż z nadmorskiego regionu Bolgheri, który rozsławił Supertoskany na całym świecie pod koniec lat 60. ubiegłego wieku. Uznanie dla posiadłości Tenuta San Guido jest na tyle duże, że dorobiła się ona w 1994 roku swojej własnej apelacji, obejmującej tylko tego pojedynczego producenta (Bolgheri Sassicaia DOC). 

Obecnie jest to jedno z najbardziej rozpoznawalnych na świecie włoskich win, a także jedno z najczęściej podrabianych win z tego kraju. Przy czym zarówno jeśli chodzi o dostępność rynkową Sassicai, jak i jej cenę, jest to butelka jeszcze w miarę w zasięgu możliwości miłośnika wina (w przeciwieństwie choćby do topowych Burgundów). Cena bieżących roczników to ok. 350-400 €.

Rocznik 2009 wedle samego producenta był bardzo zrównoważony. Zima była chłodna i mocna, przez co krzewy nie wystartowały zbyt wcześnie. Wczesną wiosną padało dość regularnie, przez co gliniasto-wapienna gleba mogła zmagazynować sporo wody, tak potrzebnej winoroślom w trakcie toskańskiego lata. Ono zaś okazało się bardzo słoneczne, z temperaturą delikatnie powyżej średniej i bez większych opadów. Zbiory rozpoczęły się w pierwszych dniach września i trwały do końca miesiąca. 

Jak zwykle w przypadku Sassicai w kupażu dominuje cabernet sauvignon (85%), który jest uzupełniony przez caberneta franc. Fermentacja alkoholowa ma miejsce w kontrolowanej temperaturze w stalowych zbiornikach i w nich wino przechodzi również fermentację malolaktyczną. Po jej zakończeniu wino trafia do baryłek, w przeważającej mierze z francuskiego dębu, z jedynie niewielkim udziałem dębu amerykańskiego. Dojrzewanie trwa 20-25 miesięcy.  

Butelkę otworzyłem ok. 3h przed podaniem, ale nie dekantowałem wina.

Przede wszystkim podkreślenia wymaga, że wino absolutnie ani nie pachnie, ani nie smakuje na swoje 16 lat, a wydaje się wręcz jakby było o dekadę młodsze. Nos jest pięknie rozłożysty, świeży, mamy w nim pełną gamę ciemnych owoców, jeżyn, śliwek (świeżych, ale też podsuszanych), likier z czarnej porzeczki. Do tego rozwijają się nuty pieprzne, liść laurowy, ziele angielskie, anyż, tytoń. Usta są pięknie skoncentrowane, tłuste, z głęboką, słodkawą, porzeczkową owocowością, wyraźną kwasowością i ziemisto-pieprznym, żwirowym tłem. Garbniki są niesamowicie eleganckie, drobnoziarniste i ładnie już zaokrąglone. Piękne wino, nienaganne od strony technicznej, doprowadzone niemal do perfekcji. Arcydzieło (96/100).

Sassicaia była dokładnie tym, czego od niej oczekiwałem – winem, które stanowi wzorzec metra jeśli chodzi o jakość owocu i technikę winifikacji. To butelka absolutnie światowego formatu, choć kąśliwie mógłbym powiedzieć, że przy tym jednak stająca się winem trochę oderwanym od miejsca pochodzenia. Ale bez dwóch zdań czystą przyjemnością było jej spróbowanie i mogę tylko podziękować żonie za tak udany prezent.

Jeśli jednak śledzicie nasze kontro na Instagramie to już wiecie, że gwiazdą tego wieczoru okazała się wcale nie Sassicaia, ale inne wino. O nim (i kilku pozostałych butelkach otwartych z tej okazji) opowiem w kolejnym artykule.