Valdobbiadene – wrażenia po wizycie w mateczniku Prosecco

Udostępnij ten post

Postawmy od razu sprawę jasno – nie jesteśmy z Kamilą fanami Prosecco. Oczywiście, same wina musujące bardzo lubimy, ale preferujemy te produkowane metodą klasyczną (z wtórną fermentacją w butelce) lub pet-naty. Jednak planując kolejną wyprawę do Włoch, zdecydowaliśmy się spędzić dwa dni w okolicach Valdobbiadene, czyli mateczniku Prosecco. Spytacie więc, skąd ta decyzja?

Krajobraz wzgórz rozciągających się pomiędzy miasteczkami Valdobbiadene i Conegliano wpisano do listy światowego dziedzictwa UNESCO. To właśnie piękne walory krajobrazowe skłoniły nas do wyprawy w ten zakątek Veneto. Artykuły o tutejszych producentach Prosecco w różnych magazynach czy też na stronach internetowych opatrzone były zawsze naprawdę przepięknymi zdjęciami prezentującymi miejscowe winnice. Postanowiliśmy więc sprawdzić, na ile są to fotki podrasowane przez Photoshop, a na ile rzeczywiście realne krajobrazy. Nie zawiedliśmy się…

W okolicach Valdobbiadene jest faktycznie przepięknie. Jeśli mielibyśmy porównać tutejsze widoki z czymś nam już znanym, to chyba najbliżej byłobym im do Styrii. Przy czym o ile w południowej Austrii wzgórza i winnice są jednak bardziej rozległe, płynące przed oczami jak morskie fale, to te na których rośnie glera (główna odmiana, z której produkowane jest Prosecco) mają w sobie więcej dramatyzmu, ich ekspozycja skręca do chwile, a winnice wiją się na zboczach wzgórz jak węże.

Już dla samych tych widoków warto tu przyjechać, a duża ilość punktów widokowych i ścieżek sprawia, że jest to idealne miejsce dla osób, które lubią spędzać czas spacerując.

Nie dziwi również masa rowerzystów, zresztą te tereny dość często wykorzystywane są choćby podczas wielkiego Giro d’Italia. Pofałdowane, a przy tym świetne utrzymane drogi (w końcu jesteśmy na północy Włoch) zachęcają wprost by z czterech przesiąść się na dwa koła. Oczywiście takie trasy są dość wymagające, a nachylenia miejscami naprawdę znaczne, więc najlepiej odnajdą się na nich rowerzyści, którzy jednak jeżdżą regularnie i mają lekkie, szosowe rowery.

Po rozmowach z miejscowymi winiarzami zmieniła się nieco moja perspektywa, jeśli chodzi o ideę jaka przyświeca Prosecco. Zrozumiałem bowiem, że nie ma co się zżymać na to, że najpopularniejsza rynkowa kategoria to Extra Dry (12-17 g cukru resztkowego na litr), która dla mnie jest zwykle za słodka. To tak, jakbym się obrażał na winiarzy znad Mozeli, że w swoich rieslingach lubią zostawić czasem więcej cukru, albo na producentów z Chianti Classico, że nie wszyscy z nich stawiają na wina z czystego sangiovese. Prosecco w wersji Extra Dry jest po prostu historycznym dziedzictwem regionu – choć powoli się to zmienia i na przykład jak wskazywali winiarze nawet miejscowi coraz częściej sięgają po bardziej wytrawną wersję Brut.

Zrozumiałem też, że kluczem do dobrego Prosecco nie jest wcale schodzenie na siłę z poziomem słodyczy, ale po prostu balans. Próbowaliśmy zarówno świetne wina w wersji Extra Brut (poniżej 6 g cukru), jak i rewelacyjne Prosecco z cukrem na poziomie Dry (sporo ponad 20 g na litr). Dopóki słodycz jest zrównoważona przez odpowiedni poziom kwasowości i ogólną owocowość wina, dopóty naprawdę cukier może zejść na dalszy plan.

No dobrze, na co w takim razie powinniście zwracać uwagę kupując Prosecco. To rady uniwersalne, nieważne, czy zakupy robicie w Polsce czy też za granicą.

Poziom cukru

Od tego nie uciekniemy, bo chcąc jakoś osadzić się w tym czy mamy jednak wino z założenia bardziej wytrawne, czy też bardziej słodkie, trzeba znać podział Prosecco ze względu na ilość cukru resztkowego. Niestety jest to wyliczenie do wykucia na pamięć, bo intuicja może Wam podpowiadać coś innego. W kategorii od wina najbardziej wytrawnego Prosecco szereguje się w ten sposób: Extra Brut > Brut > Extra Dry > Dry > Demi Sec.

Apelacje

Obecnie Prosecco może być produkowane w praktycznie całych północno-wschodnich Włoszech, dlatego warto szukać tych butelek z bardziej limitowanych, ograniczonych regionów posiadających status apelacji DOCG.

Zaczynając od tych największych mamy taką listę: Conegliano Valdobbiadene Prosecco Superiore DOCG > Asolo Prosecco DOCG (ciekawa apelacja wokół miasteczka Asolo, trochę na zachód od Valdobbiadene, moim zdaniem pnie się do góry jeśli chodzi o jakość) > Conegliano Valdobbiadene Prosecco Superiore Rive DOCG (są to Prosecco pochodzące z jednej 43 wydzielonych winnic, nazywanych właśnie Rive) > Valdobbiadene Superiore di Cartizze DOCG (wina pochodzące z jednego sporego wzgórza Cartizze, o powierzchni 107 ha, historycznie produkowane w wersji Dry i uznawane za szczyt ekspresji Prosecco, kilka zdjęć Cartizze znajdziecie niżej).

Metoda uprawy

Nie ma co ukrywać, producenci Prosecco w swojej masie nigdy nie należeli do pionierów jeśli chodzi o organiczne czy biodynamiczne podejście do upraw. Glera jest z natury bardzo produktywnym szczepem, a olbrzymie zainteresowanie jakim te musiaki cieszą się na całym świecie tym bardziej zachęca do jak największych zbiorów, w tym do stosowania różnego rodzaju chemii, aby chronić owoce przed chorobami.

Na szczęście powoli to również się zmienia i coraz większa ilość winiarzy decyduje się na przejście czy to na uprawę organiczną, czy nawet dalej na biodynamikę Dlatego wybierając Prosecco warto sięgać po butelki, w których na kontretykiecie znajdziecie zielony listek oznaczający uprawę organiczną, albo pomarańczowy znaczek Demeter (najpopularniejszej organizacji certyfikującej uprawy biodynamiczne). Oczywiście nie jest to żadną gwarancją tego, że będą to wina lepsze, smaczniejsze, ale przynajmniej będzie w nich mniej chemii.

Ten artykuł potraktujcie jako wprowadzenie, w kolejnych tygodniach zdamy Wam relację z wizyty u dwóch nietuzinkowych producentów Prosecco.

Zapamiętajcie też, że nawet jeśli nie jesteście fanami Prosecco, okolice Valdobbiadene są warte odwiedzenia. Piękne widoki zachwycą każdego, a w takich wspaniałych okolicznościach przyrody nawet te Prosecco Extra Dry, na które trochę psioczyłem, smakują jakoś tak bardziej wytwornie.