Torrontes polaco

Udostępnij ten post

W życiu nie przyszłoby mi do głowy żeby połączyć historię polskich zdobywców Andów z lat 30. ubiegłego wieku ze współczesnymi trendami w świecie wina, które odbijają swoje piętno również w Argentynie. Manifestów, które prawie sto lat temu i dziś, odwołują się do naturalności, szczerości i niczym nieskrępowanej wolności. Nie pomyślałem o tym, że może polskim andynistom sprzed dekad i dzisiejszym argentyńskim twórcom naturalsów chodzi w gruncie rzeczy o to samo. O to, żeby być bliżej. Ale bliżej czego? Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć, bo boję się popaść w śmieszność. Daniel Pi, jakiś czas temu enolog w winnicy Trapiche, powtarza starą prawdę że „Wszystko co transcendentne jest irracjonalne, ale nie wszystko co irracjonalne jest transcendentne”. Czy to wniosek głęboki i trafny, czy wręcz odwrotnie? Wybieram jedynie możliwą odpowiedź – nie wiem.

Simon i Wiktor pokochali Andy. Simon Tornello jest właścicielem i enologiem winnicy 35.5, położonej w prowincji San Juan, u podnóża Andów. Dokładniej w Barreal w dolinie Calingasta, skąd widać codziennie wielką górę i wielki błękit. Miejscu tożsamym z DNA argentyńskiego winiarstwa, ale tego sprzed wieków, gdzie rośnie criolla, corbeau i torrontes.

Simon produkuje tylko wina naturalne, a jednym z nich jest Torrontes Polaco, wino będące hołdem złożonym polskim andynistom, którzy w okresie międzywojennym dwukrotnie wspinali się na wierzchołki Andów. Jako pierwsi na świecie zdobyli szczyt Mercedario (6 720 mnpm), a mapa ich wejścia na tą niezwykłą górę zdobi dziś każdą butelkę „polskiego” torrontesa, produkowanego przez Simona. Jednym z Polaków który wdrapał się wtedy tak wysoko był Wiktor Ostrowski. W tamtym czasie student warszawskiej polibudy, później żołnierz i dziennikarz, autor reportażu o ekspedycji andyjskiej, zatytułowanego „Wyżej niż kondory”. Relacji, która jest dziś niemal biblią dla wszystkich wielbicieli gór na całym świecie. Jak się okazuje również dla Simona.

Wina z winnicy 35.5 i od wielu innych producentów win naturalnych w Argentynie będzie można spróbować już niedługo, podczas 3. edycji festiwalu Feria Salvaje, który odbędzie się na początku grudnia br. w Buenos Aires. Spiritus movens tego wydarzenia jest Lucia Bulacio, niezmordowana propagatorka win uciekających od stereotypu. Bonareńskiej imprezie daleko jeszcze do Feira Naturebas, która odbywa się w Sao Paulo, ale faktem jest, że jej impreza jest z każdą edycją coraz większa. Przybywa wystawców, pomysłów i ludzi i Lucia co roku musi kombinować gdzie znaleźć na mieście przestrzeń, która byłaby zdolna ich wszystkich pomieścić.

W tym roku będzie można spróbować ponad 100 win argentyńskich (w tym znanych również w Polsce etykiet od Matiasa Riccitellego z serii Kung Fu) oraz co najmniej kilkunastu z innych krajów południowoamerykańskich (między innymi z urugwajskiej winnicy Nakkal Wines także bliskiej polskim winomanom). Człowiek nie tylko winem żyje więc będą również cydry, wermuty i gin, a także dużo dobrego, zdrowego jedzenia. Jeżeli ktoś dziwnym trafem nie będzie w grudniu w Buenos Aires, to w każdym innym terminie można wpaść do wine baru, który odpaliła jakiś czas temu Lucia o nazwie Vereda Adentro. Mnóstwo w nim dziwnych win, normalnych ludzi i zabawnej atmosfery. Polecam.